Znow pobudka o swicie bo dzis chcemy dostac sie jak najblizej wulkanu Poas. Zmieniamy kolejne autobusy, az w koncu ostatni z nich w miejscowosci Poasito, okolo 10km od parku. Tutaj niestety nie byl hotel nie na nasz budzet wiec nie zastanawiajac sie wiele idziemy w gore-6km, gdzie jest podobno tanszy. Okolica jest cudowna. Bardzo zielono, mnostwo pastwisk, cisza, a co jakis czas snujaca sie przez kreta droge chmury. Plecaki jednak swoje waza wiec moze autostop? No i udalo sie, bo traktor chyba tez sie liczy...? Ostatni odcinek podrzucil nas pracownik parku, od ktorego dowiedzielismy sie ze otwieraja o 8.00. Po zalatwieniu formalnosci w hotelu idziemy na maly spacer po okolicy a potem na kolacje. Wybor padl oczywiscie na wersje najtansza: gallo pinto(ryz z czarna fasola) kawalek miesa i smazony banan. Niestety noc nie nalezy do najspokojniejszych, bo w pokoju mamy tez innych mieszkancow-myszy. Sa przebeszczelne, jedna nawet wlazla Mariuszowi na glowe. Buszuja do rana mimo zapalonego przez caly czas swiatla...