23.01.2008
Proba wymiany pozostalych lemprow na cordoby spelzla na niczym, wszyscy mowia ze tylko na granicy. W koncu zdecydowalismy sie kupic dolary zeby nie zostac z bezuzyteczna waluta w kieszeni. Jeszcze przed poludniem zapakowalismy sie do bsa jadacego do granicy w Guassale. Przed punktem kontrolnym busik sie zatrzymal i zaczelo sie. Oblazla nas chmara handlarzy waluta i riksiarzy. prawie sie bili kto ma nas obsluzyc, wszystko w krzykach i dzikim halasie. Nawet nie wiedzielismy kiedy nasze plecaki wyladowaly w rikszy. No dobrze, jak to faktycznie daleko to jedziemy. Na pytanie ile pada odpowiedz - ile uwazamy. Pakujemy sie i jazda. Jeden i drugi punkt graciczy, oplaty i jestesmy na miejscu skad odjezdzaja autobusy do Leon. Oczywiscie nie obylo sie bez klotni o kase. Rikszarze mieli calkowicie inne pojecie o tym co wedlug nich im sie nalezy. No coz trudno my pytalismy. Nie dostali nic wiecej co jak sie pozniej okazalo placa miejscowi. Okolo 16 bylismy w Leon zatrzymalismy sie w hoteliku prowadzonym przez rodzine, czysto i cicho. Szybki zrzut bagazy i na miasto. Jest dosc czyste i bezpieczne. Dookola budynki kolonialne i koszcioly a takze centrum uniwersyteckie. Jutro tez tu zostajemy.
24.01.2008
Dzis dzien fotoreportera. Placzemy sie po miescie i cykamy fotki. Jakies zakupy i pare godzin na necie ktory zaskoczyl nas szybkoscia. Jutro startujemy na Corn Island skad bedzie podobno ciezko z kontaktem ze swiatem zatem nadrabiamy zaleglosci meilowe.