20.01.2008.
Dzis jedziemy do Gracias. To niewielkie miasteczko polozone w gorach zatem na moment zegnamy sie z upalnym klimatem. Wyciagnelismy nawet polary. Droga w gorach jest waska i bardzo kreta. W zasadzie droga to za duzo powiedziane. To po prostu ubity trakt, jak wiekszosc tutaj. Dosc szybko znalezlismy tani nocleg. W zasadzie ciezko powiedziec tu o noclegu. To byla po prostu NORA. Niestety zanim zmienilismy zdanie juz zaplacilismy wiec miejsce zmienimy jutro rano bo zostajemu tu jeszcze jedna noc. Proba zjedzenia czegos sensownego rowniez okazala sie niewypalem. Podgrzewana pizza posypana parmezanem(?!)dla turystow byla ochydna. Nieumuci i zniesmaczeni posilkiem zapakowalismy sie w spiwory. Ale jak tu zasnac w komorce bez okna, gdzie swiatlo gasi sie na zewnatrz a robactwo wedruje swobodnie po scianach... Na prawde dzis przesadzilismy z oszczednosciami. Wiecej nie zrobimy takiego numeru. Nie ma mowy!
21.01.2008
Szybko sie przekwaterowalismy i jeszcze przed poludniem wyladowalismy w pobliskich goracych zrodlach. W zasadzie nic imponujacego-kilka basenikow z woda o temperaturze 38 stopni. Ale przynajmniej sie wygrzalismy i od razu zalatwilismy sprawe mycia na dzis. Po powrocie do miasteczka zobaczylismy tez malenki fort.. Obiad raczej tradycyjny-zgadnijcie... tak tak -kurczak po wsze czasy. Byc moze dlatego kobiety w centralnej ameryce sa takie grube. Tylko dlaczego mezczyzni to chudzielce, przeciez tez nic innego nie jedza... A jutro, jutro pchamy sie dalej, jak najblizej granicy z nikaragua.