Rano pojechalismy do miejsca zwanego Finca Paraiso. Wysiadajac dowiedzielismy sie ze powrot jest o 13.30 mamy wiec ponad dwie godziny. Weszlismy do niewielkiego lasku i za monent bylismy juz u celu. Wodospad moze nie zbyt okazaly ale bardzo cieply takie tutejsze gorace zrodlo. Cudownie bylo w koncy sie wymoczyc i zagrzac. Nalezy nam sie bo pogoda nas nie rozpieszcza odkad opuscilismy San Pedro. Pada i ciaglre sie chmurzy choc na szczescie nie jest zimno. Po powrocie ladujemy sie do lodzi i jeszcze dzisiaj bedziemy w Livingston. Podroz lodzia trwa 1,5 h i jest zarazem wycieczka po rezerwacie. W dole rzeki krajobraz sie zmiena , wplywamy w dzungle. Widac sciany lasu po obu stronach i wszystko bylo by super gdyby nie lalo. Zmarzlam okrutnie i zalowalam ze nie wyciagnelam kurtki, no coz madry Polak po szkodzie. Niestety Karaiby powitaly nas ulewa i zimnem. Dzis juz dalej nie jedziemy.