29.11.2007
Po wyladowaniu w miare szybko udalo nam sie odnalezc Malgosie ktora zabrala nas do siebie do domu, gdzie poczestowala nas kolacja. pozniej jej maz Roberto odwiozl nas do Hotelu Izabel. W nocy kilka razy sie budzilismy mimo zmeczenia. Jednak zmiana czasu sie odezwala. Rano wyszlismy zobaczyc Centrum. Pochodzilismy po Zocale gdzie na budynkach widac juz przygotowania do Bozego Narodzenia. Wszedzie wisza badziewiaste ozdoby ktore zaslaniaja budynki. Przed wejsciem do Templo Meyor kupilismy bilety i trzeba bylo jeszcze przejsc przez bramke. Zapiszczala jak przechodzilam... no tak -scyzoryk. Meksykanka odebrala ode mnie piszczacy obiekt i kazala napisac nazwisko na karteczce ktora nastepnie nalepila na noz. i... tyle zero potwierdzenia, nic. pozegnalam sie juz depozytem, tymczasem po wyjsciu okazalo sie ze jednak udalo mi sie go odzyskac! 1 punkt dla Meksyku. wszedzie sie slyszy o kradziezach a tu prosze niespodzianka. przed muzeum Indianie za kase odczyniaja duchy okadzajac kadzidlem. ubrani oczywiscie w oryginalne ciuszki i pioropusze. komercja na calego.
Na ulicach panuje niemilosierny ruch. jezdza jak chca, trabia, gwizdza, krzycza... na co drugiej przecznicy stoja kararyniarze-chyba zrzeszeni bo w takich samych mundurkach. okropna muzyka... w wielu miejscach maja swoj kram pucybuty. z wygodnym siedziskiem i gazeta dla klientow.
Zjedlismy taco na ulicy-pychota za jakies 2 zlote. Mariusz mowi ze za malo ostra i poszlismy na sjeste. Ja padlam od razu ok 17 a Mariusz troche powalczyl ale tez szybko do mnie dolaczyl.
30.11.2007.
Drugiego dnia (czyli dzis) wyjechalismy na wieze Torre Latino i poogladalismy panorame miasta a zwlaszcza... smog. W zasadzie to nie widac granic zabudowan przez zanieczyszczenia. Na ulicy czesto spotyka sie ludzi w maskach a wozki dla dzieci sa w ogole zasloniete np recznikiem. Po miescie jezdza zielone garbusy-taksowki. Przednie siedzenia sa wyciagniete tak, ze wsiada sie wprost na tylna kanape. Widac tez licznych rikszarzy lub ludzi z wozkami przewozacymi towar. W taki sposob jest rowniez transportowany lod dla ulicznych sprzedawcow. Sa to duze 5-6 kg bloki, dzielone pozniej na mniejsze czesci, ktore leza pomiedzy butelkami wody i napojow. Dla latwiejszego wjazdu wozkow, w narozach skrzyzowan zrobione sa podjazdy. Na wysokie krawezniki nie byloby takiej mozliwosci. Na parterach kamienic tez sa sklepiki z towarem roznym: szwarc, mydlo, powidlo. Z kazdego miejsc dobiega inna, glosna muzyka, a wlasciciele dodatkowo gwizdza i nawoluja zachwalajac swoj towar. istny meksyk... I choc miasto na dluzsza mete meczy to na pewno warto je zobaczyc. Dzis jeszcze idziemy na male zakupy (ciagle nie mozemy nigdzie znalezc owocow) i rano jedziemy do Teotihuacan na caly dzien.